Gospodarstwa
Drewniany płot, wyrosłe ponad jego sztachety rośliny o kolorowych kwiatach i na zrąb ułożona ściana chałupy patrzącej oknami na drogę, a po bokach okiennych oczu wiszące prostokątne malowane okiennice. Te różne elementy zestawione razem tworzą wspaniałą kompozycję, będącą chyba esencją klimatu dawnej wsi. Płot, chałupa i kwietny ogródek składają się na cegiełkę, z których zbudowane były całe szeregi osad. Dziś drewniane gospodarstwa to coraz częściej już tylko osamotnione wyspy na morzu nowoczesnej zabudowy. Stare i przekrzywione chaty, otoczone zewsząd przez różnokształtne murowane domy, są niczym drewniane rodzynki w betonowym cieście. Ubywa sielskich i gwarnych zakątków, gdzie za leciwymi ogrodzeniami wspólnie spacerują kury, kaczki i gęsi, a na parapetach wygrzewają się koty, gdzie obora nie jest fabryką mleka, a miejscem, w którym krowy spędzają jedynie noc, gdzie wielobarwne ogródki przytulone do domowych siedlisk cieszą ludzkie oko, a pszczołom, motylom i trzmielom zapewniają dostatek pokarmu. Nie wiadomo, jak długo jeszcze takie wciąż zamieszkane miejsca będą trwać w swojej żywej formie.
Stara, wiejska zabudowa pełna jest wygryzionych zębem czasu nieszczelności oraz przeróżnych zakurzonych i zasnutych pajęczą siecią nisz. Najdogodniejsze i najbezpieczniejsze zakamarki stają się domem dla ptaków, od tysięcy lat żyjących z człowiekiem po sąsiedzku. Dzicy lokatorzy budynków to niepozorne, ale hałaśliwe wróble i podobne do nich mazurki, ścigające po dachach owady pliszki siwe, okopcone kopciuszki, skromne muchołówki szare oraz prędkie jaskółki – dymówki i oknówki. Mogą to być też obdarzone przeraźliwymi głosami pójdźki i płomykówki, bohaterki ludowych wierzeń.
Odnalazłem kiedyś zaskakujących lokatorów, bo rodzinę dudków – gatunku kojarzonego zwykle z dziuplastymi wierzbami głowiastymi. Ta pomysłowa para ptaków postanowiła zamieszkać w starym spichlerzu, woląc od dziupli drzewa ciemny kąt we wnętrzu małej drewnianej i nieszczelnej już konstrukcji. Spichlerz znajdował się w opatulonym drzewami i krzewami samotnym gospodarstwie pośród pól, gdzie mieszkał drobnej postury pan Zbyszek. Gdy siadał na ławeczce przytulonej do frontowej ściany swojej chałupy, nie widział ruchliwej wiejskiej szosy z szeregiem ogrodzeń i domów, a jedynie piaszczystą drogę, pofalowaną mozaikę pól i ciemny pas lasu na horyzoncie. Dudki z sąsiedztwa towarzyszyły mu już kilka lat. Wystarczyło otworzyć masywne drzwi spichlerza i spojrzeć w lewo, w róg pomieszczenia, aby zobaczyć wysiadującego ptaka lub jego młode, w zależności od terminu odwiedzin.
Gdy spytamy kogoś, jaki jest najbardziej znany ptak ludzkich siedzib, to w odpowiedzi zapewne usłyszymy – wróbel. Faktycznie, niewiele jest ptaków tak przywiązanych do człowieka jak wróble. Gatunek ten wręcz nie występuje w miejscach niezamieszkanych i odludnych, a nawet lubi, gdy zabudowany obszar jest odpowiednio rozległy. Stroni więc od samotnych i opuszczonych gospodarstw lub ukrytych w lesie leśniczówek. Jego kuzyn, mazurek nie jest już tak skrajnie zależny od ludzi i można go spotkać w oddaleniu od zwartej wsi. Te ptaki dwie rzeczy mają na pewno wspólne - kłębią się wszędzie tam, gdzie skapnie na ziemię choć trochę ziarna, a swoje gniazda mogą wić w zakamarkach gniazd bocianich.
Tam gdzie siedliska już opustoszały, natura zadziwiająco szybko przejmuje na powrót władanie.
Opuszczona chałupa po moich dziadkach stała się domem dla rodziny lisów. Ssaki zrobiły sobie lokum pod podłogą, wchodząc do niego przez dziurę w podmurówce. Odległość od ich kryjówki do najbliższego kurnika wynosiła 60 metrów. Nic więc dziwnego, że okoliczni mieszkańcy nie byli zadowoleni z nowych, drapieżnych sąsiadów. Ich oblicze nie było jednak straszne i krwiożercze. Wystarczyło im się dłużej przyjrzeć, by dostrzec to, co tak lubimy w psach – radość i spontaniczność. Podczas fotografowania obserwowałem, jak jeden z młodych lisów bawił się na schodach chałupy zdechłym kretem. Tarmosił go i podrzucał, zabawnie przy tym majtając ciałem. Przed laty na tych samych wejściowych schodach będąc małym chłopcem, bawiłem się samochodzikami.
Read MoreStara, wiejska zabudowa pełna jest wygryzionych zębem czasu nieszczelności oraz przeróżnych zakurzonych i zasnutych pajęczą siecią nisz. Najdogodniejsze i najbezpieczniejsze zakamarki stają się domem dla ptaków, od tysięcy lat żyjących z człowiekiem po sąsiedzku. Dzicy lokatorzy budynków to niepozorne, ale hałaśliwe wróble i podobne do nich mazurki, ścigające po dachach owady pliszki siwe, okopcone kopciuszki, skromne muchołówki szare oraz prędkie jaskółki – dymówki i oknówki. Mogą to być też obdarzone przeraźliwymi głosami pójdźki i płomykówki, bohaterki ludowych wierzeń.
Odnalazłem kiedyś zaskakujących lokatorów, bo rodzinę dudków – gatunku kojarzonego zwykle z dziuplastymi wierzbami głowiastymi. Ta pomysłowa para ptaków postanowiła zamieszkać w starym spichlerzu, woląc od dziupli drzewa ciemny kąt we wnętrzu małej drewnianej i nieszczelnej już konstrukcji. Spichlerz znajdował się w opatulonym drzewami i krzewami samotnym gospodarstwie pośród pól, gdzie mieszkał drobnej postury pan Zbyszek. Gdy siadał na ławeczce przytulonej do frontowej ściany swojej chałupy, nie widział ruchliwej wiejskiej szosy z szeregiem ogrodzeń i domów, a jedynie piaszczystą drogę, pofalowaną mozaikę pól i ciemny pas lasu na horyzoncie. Dudki z sąsiedztwa towarzyszyły mu już kilka lat. Wystarczyło otworzyć masywne drzwi spichlerza i spojrzeć w lewo, w róg pomieszczenia, aby zobaczyć wysiadującego ptaka lub jego młode, w zależności od terminu odwiedzin.
Gdy spytamy kogoś, jaki jest najbardziej znany ptak ludzkich siedzib, to w odpowiedzi zapewne usłyszymy – wróbel. Faktycznie, niewiele jest ptaków tak przywiązanych do człowieka jak wróble. Gatunek ten wręcz nie występuje w miejscach niezamieszkanych i odludnych, a nawet lubi, gdy zabudowany obszar jest odpowiednio rozległy. Stroni więc od samotnych i opuszczonych gospodarstw lub ukrytych w lesie leśniczówek. Jego kuzyn, mazurek nie jest już tak skrajnie zależny od ludzi i można go spotkać w oddaleniu od zwartej wsi. Te ptaki dwie rzeczy mają na pewno wspólne - kłębią się wszędzie tam, gdzie skapnie na ziemię choć trochę ziarna, a swoje gniazda mogą wić w zakamarkach gniazd bocianich.
Tam gdzie siedliska już opustoszały, natura zadziwiająco szybko przejmuje na powrót władanie.
Opuszczona chałupa po moich dziadkach stała się domem dla rodziny lisów. Ssaki zrobiły sobie lokum pod podłogą, wchodząc do niego przez dziurę w podmurówce. Odległość od ich kryjówki do najbliższego kurnika wynosiła 60 metrów. Nic więc dziwnego, że okoliczni mieszkańcy nie byli zadowoleni z nowych, drapieżnych sąsiadów. Ich oblicze nie było jednak straszne i krwiożercze. Wystarczyło im się dłużej przyjrzeć, by dostrzec to, co tak lubimy w psach – radość i spontaniczność. Podczas fotografowania obserwowałem, jak jeden z młodych lisów bawił się na schodach chałupy zdechłym kretem. Tarmosił go i podrzucał, zabawnie przy tym majtając ciałem. Przed laty na tych samych wejściowych schodach będąc małym chłopcem, bawiłem się samochodzikami.